środa, 3 grudnia 2014

Żadnych zdjęć...

Wbrew pozorom wcale nie zapomniałam o blogu, przeciwnie, średnio raz na dobę zdarza mi się pomyśleć, że trzeba tu wreszcie coś napisać - a jednak wciąż tego nie robię z różnych przyczyn. Główną jest oczywiście brak czasu, ale prawda jest taka, że zwyczajnie nie chciało mi się ostatnio wysilać nadwątlonych zwojów mózgowych celem wyprodukowania jakiegoś sensownego posta... Szyciowo dzieje się u mnie dużo - moja robe de cour jest już prawie gotowa, a w produkcji jest jeszcze jedna - obie zaś na koncert, mający się odbyć już za tydzień i nie mam pojęcia jakim cudem skończę wszystko na czas. Ale nie tracę nadziei.

Niestety zawsze gdy siadam do mojej sukni by przy niej troszkę pogrzebać, za oknem już zawsze ciemna noc i w związku z tym zdjęcia efektów nie są zadowalające. Wrzucam jakieś poglądowe na Facebooka, ale tylko na tyle mnie stać w tej kwestii. :P
Obiecuję jednak uroczyście, że zrobię sukni ładną sesję jak już będzie całkiem gotowa i zaktualizuję w końcu tego nieszczęsnego bloga! ;)

Tymczasem musicie uwierzyć mi na słowo, że robe de cour zapowiada się całkiem ładna, zdradzę, że w kolorze czerwonego wina i starego złota (hehe, świątecznie :D), z przodem haftowanym złotą nicią i perłami (tj. koralikami udającymi perełki). A druga będzie (bo póki co mam tylko materiał) szafirowa. Plus perły. Inspirowana tymi obrazami:




A stomacher taki sobie wymarzyłam:


(Kocham Glenn Close i kocham Niebezpieczne związki, polecam z całego serca!). Trzymajcie kciuki żebym zdążyła. I za koncert. Kto w Poznaniu, zapraszam... :)