Moje ambitne plany prowadzenia bloga w miarę regularnie spełzły na niczym, lecz winą za to obarczam długość doby. Pomimo mych usilnych starań jej wydłużenia, ciągle zawiera tylko 24 godziny. Zwyczajnie ze wszystkim się nie wyrabiam (ach, gdybyż nie trzeba było pracować!)...
Dziś jednak, jako że to pierwsza naprawdę wolna niedziela od długiego czasu, udało mi się nieco poszyć i choć niczym skończonym pochwalić się póki co nie mogę, postanowiłam wrzucić choć próbkę tego, nad czym zaczęłam pracować, mianowicie osiemnastowieczne stays. To mój pierwszy twór tego gatunku (suknia baletowa, którą szyłam ostatnio i która - nawiasem mówiąc - wciąż czeka na swoją sesję zdjęciową, ma usztywniany stanik, więc gorsetu pod nią nie potrzebowałam).
Desperacko potrzebowałam manekina, więc dobre pół godziny obklejałam się rano srebrną taśmą klejącą i tak powstała moja niezwykle profesjonalna Danka. :D
Zdążyłam dziś tylko sfastrygować i upiąć, ale chwilowo jestem nawet w miarę zadowolona z tego etapu pracy, zobaczymy jakie efekty przyniosą dalsze... Kontynuacja szycia w następną niedzielę, chyba że dorwę w tygodniu jakąś wolną chwilę - zdaje się, że wyjątkowo odpadają mi jakieś zajęcia na uczelni któregoś dnia, zatem niewykluczone, że siądę do wszywania tuneli na fiszbiny. Drżę ze zgrozy! ;D
Poza tym, zaprojektowałam kolejną baletową suknię, tym razem z początku XVIII wieku. Wyszła mi bardzo ambitna. Ciekawe jak pójdzie realizacja...
(wybaczcie jakość zdjęcia, manekina i yyy... wszystkiego w sumie :P )